Asset Publisher Asset Publisher

GOŚĆ Z ZAGRANICY

I ZNÓW OKAZAŁO SIĘ, ŻE PRZYRODA NIE ZAWSZE JEST W STANIE DAĆ SOBIE RADĘ SAMA

Telefon alarmowy

Weekendowe wieczory to dla wielu czas uświęconego odpoczynku na rodzinnym łonie i gromadzenia energii na kolejny tydzień. Nie inaczej więc było w ostatnią niedzielę w przytulnych czterech ścianach leśniczówki na Zielonym Lesie. Było, aż do chwili gdy nie rozdzwonił się służbowy numer naszego leśniczego – Radka Bońca. Służba nie drużba – odebrać należy. Krótka telefoniczna rozmowa i sprawa stała się jasna – natychmiast trzeba podjąć działania ratowania naszego narodowego symbolu – Bielika (Haliaeetus albicilla).

Bieganie to zdrowie    

Telefonującym okazał się jeden z mieszkańców Jankowej Żagańskiej, korzystający tego wieczoru z „biegowych uroków” Zielonego Lasu. Choć pewnie jak każdy biegacz, głównie skupiony na stawianych krokach, dostrzegł jednak w pewnym momencie uciekającego przed nim, o dziwo na piechotę! - bielika. Przytomnie, nie podejmując od razu nerwowych działań, wrócił w to miejsce po dłuższej chwili, aby upewnić się, czy „biegający” bielik jest tam nadal. Był, co nie pozostawiało złudzeń – coś musi być nie tak. Szybka decyzja, jedyna właściwa w tej sytuacji – informacja do kolegi po sportowym zamiłowaniu, a jednocześnie osoby, która na pewno w miarę posiadanych możliwości nie odmówi pomocy – naszego leśniczego. I tylko cieszyć się należy znając zakończenie tego zdarzenia, że tak fajna aktywność sportowa jaką jest bieganie, może przynieść zdrowie nie tylko samemu biegaczowi, ale i napotkanemu na leśnej ścieżce, kontuzjowanemu bielikowi.

Warto zaznaczyć przy tej okazji, że decyzje o udzielaniu pomocy w podobnych sytuacjach, to wyłącznie dobra wola poproszonych osób. Niestety także nadleśnictwu brak jest wykwalifikowanych osób, a i odrębnych funduszy na świadczenie takich nietypowych usług w szerszym zakresie. Oczywiście zawsze czujemy się silnie związani z otaczającą nas przyrodą. To właśnie te „zielone serca” sprawiają, że staramy się mimo wszystko pomagać jak tylko potrafimy i możemy. Jednak już dziś prosimy o zrozumienie, gdy specyfika danej sytuacji nie pozwoli nam na spełnienie wszystkich, pokładanych w nas oczekiwań.

Zdj. nr 2. Tymczasowa gościna wśród leśnych zabudowań (fot. Radosław Boniec, Nadleśnictwa Lipinki)

Noc w leśniczówce

Przetrzymanie w domu, nawet jedną noc, tak dużego i bądź co bądź niebezpiecznego ptaka jakim jest bielik, nie jest sprawą łatwą. Pozostawienie go w lesie także nie wchodziło w rachubę, bo byłby to dla niego najprawdopodobniej wyrok śmierci. Niestety nawet ostry i silny dziób oraz potężne szpony mogą nie wystarczyć, aby długo bronić się przed np. zdziczałymi psami czy tym bardziej wilkami, a o te w naszych lasach wcale nie trudno. Jednak to oręż nadal niezmiernie groźny, nawet jeżeli jego właściciel jest osłabiony i mało ruchliwy, jak w zastanej sytuacji. Tym bardziej szacunek za odwagę dla śmiałego biegacza, który zdecydował się na schwytanie bielika we własną kurtkę i jego przetransportowanie do własnego domu. Tam tylko krótki przymusowy pobyt w oczekiwaniu na pojawienie się leśniczego i już transportem „leśnym” (tym razem samochodem leśniczego) przejazd do siedziby leśnictwa Zielony Las. Niespodziewanemu, skrzydlatemu gościowi udostępniony został opróżniony naprędce garaż, tak aby najbliższą noc spędzić mógł w spokoju i bezpieczeństwie.    

Diagnoza „leśnych weterynarzy” – jest źle!

Bieliki to ptaki kojarzące się wszystkim z siłą, majestatem i prezencją godną naszego godła państwowego. Niestety nasz bohater przeczył temu wszystkiemu. Choć nadal zachował ślady swojej dawnej świetności, to bezwolne leżenie i cierpliwe poddawanie się przenoszeniu z miejsca na miejsce, wskazywało na zły stan jego zdrowia. Brak było zewnętrznych oznak kontuzji i zranienia, dlatego pierwsze co przychodziło na myśl to zatrucie. Tak bywało i bywa, że czy to świadomie czy nie pozostawiamy resztki pokarmu dostępne dla dzikich zwierząt, którymi możemy doprowadzić je nawet do śmierci. U naszego bielika martwiło nas jeszcze jedno – nienaturalnie mętne oko, choć wydawało się że cały czas nim patrzy na nas. Na dalsze domysły nie było sensu – i tak jutro jedzie do specjalistów.  

Zdj. nr 3. Ptasia wersja „karty urodzenia dziecka” (fot. Radosław Boniec, Nadleśnictwa Lipinki)

„Zagraniczna” lecznica

Zanim jednak podróż w nieznane się rozpoczęła, ciekawość wzięła górę i pozwoliliśmy sobie na odczytanie opisów zawartych na obrączkach, które nasz skrzydlaty pechowiec miał na obu nogach (skokach). Okazało się, że jego miejscem narodzin było jedno z gniazd u naszych zachodnich sąsiadów, ponieważ niemieckie opisanie jednak z obrączek wyraźnie na to wskazywało. Bieliki obrączkowane są zasadniczo jako młode, nielotne jeszcze osobniki znajdujące się w gniazdach, stąd też pewność co do zagranicznego pochodzenia goszczącego w nas osobnika. Te narodziny musiały mieć miejsce już ładnych kilka lat temu, ponieważ wyraźnie na biało wybarwione pióra ogona (sterówki), które miał schwytany osobnik, świadczą u bielików o tym, że ich właściciel ma co najmniej 5 lat. Niestety, ten zagraniczny gość nie do końca będzie mógł miło wspominać wizytę w Polsce. Ale, że i bielikom los nieraz sprzyja, to ranny ptak z samego poniedziałkowego rana ruszył szczęśliwie samochodem Straży leśnej z samym Komendantem za kierownicą do Tomaszowa Bolesławieckiego do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Klekusiowo”. Dla bielika to zagraniczna lecznica, dla Nadleśnictwa Lipinki ogromne wsparcie w rozwiązywaniu nierzadkich niestety przypadków ratowania dzikich zwierząt, wymagających fachowej i specjalistycznej wiedzy weterynaryjnej oraz opieki Osób z Wielkimi Sercami.

Zdj. nr 4. Oby konieczności odbywania takich podróży było jak najmniej  (fot. Michał Szczepaniak, Nadleśnictwa Lipinki)

Polski obywatelstwo potrzebne

Jak to bywało już kilkukrotnie wcześniej tak i teraz dowieziony pacjent trafił od razu „na stół operacyjny” i rozpoczęto diagnozowanie, a potem niezbędne leczenie. Oczywiście to wszystko już za zamkniętymi drzwiami, bo i w odniesieniu do zwierząt obowiązują także restrykcyjne przepisy leczniczo-sanitarne. Z uzyskanych telefonicznie informacji dowiedzieliśmy się, że szybko wykluczono zatrucie, którego charakterystycznych symptomów jakimi jest np. rozwolnienie, już od początku nie było widać. I o ile z braku zatrucia można było się cieszyć, o tyle ze stwierdzonego poważnego uszkodzenia oka niestety już nie. Najprawdopodobniej, właśnie to mechaniczne jego uszkodzenie (przebicie gałki ocznej) było powodem braku zdolności do upolowania czegokolwiek, a w konsekwencji drastycznym spadku kondycji ptaka. Jednocześnie bielik utracił także możliwości koordynowania lotu, co z kolei skutecznie go „uziemiło”. Następstwem, przed którym najpewniej nie uda się uratowanego bielika uchronić będzie konieczność dożywotniego pozostania po polskiej stronie granicy i kto wie, czy nie na terenie Ośrodka „Klekusiowo”. Jedno jest pewne na razie – samotność doskwierać mu nie będzie. Opieka jaką otoczony został w Ośrodku obejmuje także miejsce w przestronnej wolierze, gdzie już zadomowiły się aż cztery bieliki, które trafiły tu wcześniej.

Żal tylko na koniec niezmierny, że tego przepięknego ptaka nie dane nam będzie już ujrzeć kołującego majestatycznie nad naszymi głowami w „powietrznym kominie”.

Autor: Michał Szczepaniak