Lista aktualności
ŻYWIOŁOWY LAS – WIATR
ZJAWISKA ATMOSFERYCZNE OD ZAWSZE STEROWAŁY CYKLAMI WZROSTU DRZEW I DRZEWOSTANÓW. CAŁA PRZYRODA OŻYWIONA GODZIĆ MUSI SIĘ NA CO DZIEŃ Z ICH OBECNOŚCIĄ, A NIERZADKO TAKŻE NIEPRZEWIDYWALNOŚCIĄ. JEDNYM Z TYCH ZJAWISK, KTÓRE RÓWNIE JAK POTRZEBNE DLA LASU, POTRAFIĄ TAKŻE NIEŚĆ JEGO ZNISZCZENIE, A BYWA, ŻE I ZAGŁADĘ, JEST WIATR WE WSZELKICH JEGO POSTACIACH.
Cud wiatropylności
Słuchając doniesień o zatrważającym zmniejszaniu się ilości owadów błonkoskrzydłych, w tym najbliższej naszym sercom pszczoły miodnej, mamy powody do naprawdę wielkiej obawy o przyszłość roślin, dzięki którym także i my żyjemy i funkcjonujemy. Przyroda jednak bądź co bądź nietraktująca nas ludzi za coś wyjątkowego i wartego zachodu, stworzyła na własne potrzeby przetrwania zjawisko, do którego poza osobniczymi cechami roślin potrzebny jest tylko ruch powietrza – wiatr. Ten cud wiatropylności pozwalający na trwanie gatunków wytworzyło w swych populacjach większość drzew leśnych. To one właśnie, bez oglądania się na owady, z roku na rok rodzą młode pokolenia swoich następców, siejąc wcześniej wokół siebie miliony drobinek pyłków, unoszonych w powietrzu przez wiatr. I choć posiedliśmy wiedzę, a następnie i praktykę jak z nasiona wyhodować sadzonkę, a z sadzonki majestatyczne drzewo, to jednak bez wiatru, zanoszącego męski pyłek na żeński słupek, na nic zdałaby się ta leśna wiedza. Przyroda nadal w dziele stworzenia gra pierwsze skrzypce, a my jedynie możemy ją w tym nieznacznie wspomóc.
Siewca
Leśne gatunki drzew naturalnie podzieliły się rolami, najpierw w opanowywaniu nowych terenów, a potem w trwaniu na nich. W tym pierwszym, dzięki cesze tzw. lekkonasienności, prym wiodą te gatunki, których nasiona są mikroskopijnych rozmiarów lub zaopatrzone zostały przez naturę we wszelkiej maści uskrzydlenia. Dla nich to właśnie wystarczy drobny podmuch wiatru, aby wyłamać się z przysłowia, że „niedaleko pada jabłko od jabłoni”.
- No bo jak niewiele potrzeba, aby ponieść w dal, chociażby nasiona topoli ważące 0,0001g!
- Nie trzeba też silnego wiatru, aby stał się on siewcą nasion brzozy i olszy, wyposażonych w niewielkie, podwójne skrzydełka okalające cenną zawartość w środku.
- Pojedynczych skrzydełek, choć większych już rozmiarów nie pożałowała także natura nasionom naszych rodzimych drzew iglastych – sosny (z wyjątkiem limby), świerka, modrzewia i jodły. Także one, gdy wysuną się już w trakcie dojrzewania spod okrywowych łusek szyszek (lub z nimi odpadną od trzpienia, jak ma to miejsce u jodły), porywane są przez wiatr i niesione jego podmuchami na mniejsze lub większe odległości od swoich drzew macierzystych. Nie są to co prawda dystanse tak okazałe jak te, które pokonują niewielkie nasiona topól, brzóz i olch, ale i tu wiatr potrafi jeszcze dać spore wsparcie.
- Gatunkami, które lekkonasiennymi nazywane już być nie mogą, ale mimo wszystko z dobrodziejstwa wiatru korzystają, są wszystkie gatunki klonów, a także grab i jesion. Dzieciom z pewnością klonowych nosków przedstawiać nie trzeba, ale to nie dziecinna zabawa była powodem wyposażenia nasion tych drzew w pokaźnych rozmiarów skrzydełka. Także i te gatunki naszych drzew skorzystać chcą choć trochę z możliwości oddalenia się od miejsc swych „narodzin”. Podczas opadania z drzew, kręcąc się wokół własnej osi (tak w przybliżeniu z prędkością ok. kilkunastu obrotów na sekundę), zawsze można liczyć, że przygodny podmuch wiatru rzuci nasiono na kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów dalej. A to już coś, gdy konkurencja o miejsce do wzrostu jest wokół dość spora. Może doleci się w ten sposób do miejsca bardziej nasłonecznionego lub w wilgotniejsze obniżenie terenowe. Walka idzie tu naprawdę o być albo nie być, dla tych być może przyszłych pomników przyrody.
Z dobrodziejstw wiatru nie korzystają natomiast nasze dęby i buki, które jako gatunki ciężkonasienne zrzucają „balast” swych nasion wprost pod swe korony.
… i żniwiarz
To co zapoczątkowane przez wiatr, niejednokrotnie także za jego przyczyną ma swój koniec po kilku lub kilkunastu dziesięcioleciach wzrostu. Wiatr to nie tylko drobne i przyjemne podmuchy lub powiewy. To niestety coraz częściej także żywiołowe zjawiska jak orkany i huragany. Tym najsilniejszym nie są w stanie oprzeć się nawet najzdrowsze i będące w sile wieku drzewostany. Gdy huraganowy „podmuch” lub powietrzna trąba wkracza pomiędzy drzewa, jej smutnym następstwem pozostają połacie wiatrołomów lub wiatrowałów.
- Te pierwsze tworzą drzewa, które mając silną podstawę, a jednocześnie mocne zakorzenienie w stabilnym gruncie, uległy złamaniu na pewnej wysokości pnia (w tzw. strefie złomu). Obraz takiego drzewostanu „skróconego o głowę” jest chyba najbardziej bolesny dla leśnego gospodarza. Sterczące kikuty połamanych drzew, w podobny sposób łamią „zielone serca” leśników. Konieczność późniejszego docinania tego co pozostało, jest jak dobijanie rannego i cierpiącego zwierzęcia.
- Odmiennie, choć niewiele mniej boleśnie wyglądają powierzchnie z wiatrowałami. Tu na ziemi leżą już całe drzewa przewrócone przez wiatr łącznie z wyrwanymi z ziemi korzeniami. Dzieje się tak najczęściej, gdy rozmiękła ziemia nie jest w stanie utrzymać nadrywanego kolejnymi podmuchami wiatru, systemu korzeniowego. W podobny sposób padają najczęściej pod „ciosami” silnych wiatrów nasze świerki pospolite, które, choć rozrastają się korzeniami na rozległy obszar, to robią to bardzo płytko.
- Jest jeszcze coś, czego nie doświadczaliśmy na taką skalę w ubiegłych dziesięcioleciach. Trąby powietrzne pojawiające się coraz częściej, które dosięgając drzew i „chwytając je” za ulistnione korony dosłownie ukręcają ich górną część. W walce z takim rodzajem wietrznego żywiołu wygranymi okazują się drzewa i gatunki z ażurowymi koronami i drobnymi liśćmi. Natomiast potężne dęby i buki, wydawałoby się, że gotowe oprzeć się każdemu żywiołowi są bezlitośnie niszczone i pozbawiane swej majestatyczności i piękna.
Robić niewiele, to zawsze więcej niż nie robić nic
Ile to już razy, kolejni leśnicy odtwarzać musieli od nowa to, co z takim trudem przez lata hodowali i doglądali. Smutne przykłady z ostatnich lat pokazują, że wietrzny żywioł jest bezwzględny i nie jesteśmy mu w stanie się oprzeć – jako przyroda i jako ludzie. Ale czy jesteśmy tak kompletnie bezsilni? Setki i tysiące lat ewolucji w przyrodzie i sto lat naszego doświadczenia – leśników, pozwoliło stworzyć choć namiastkę przystosować i działań ochronnych.
Drzewo, drzewu nierówne
Natura wyposażyła drzewa w narzędzie obrony przed wiatrem, jakim jest wewnętrzna budowa pni. Tajemnica tego przeciwwietrznego oręża ma swoje źródło w swoistym przebiegu włókien, które każdy z takich pni tworzą. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, no bo w końcu każdy organizm ma jakieś swoje niepowtarzalne cechy, ale akurat ta cecha sprawia, że drzewa podczas wietrznych żywiołów potrafią się przed nimi bronić. Gdy burzowe wiatry zaczynają szarpać nimi z siłą 200 ton, żadne z drzew nie jest w stanie się temu nie poddać i nie zacząć się uginać i wychylać. Tyle tylko, że mając różny układ i przebieg włókien drzewnych, to gięcie się drzew odbywa się w różnych kierunkach, w różnym tempie i stopniu. Drzewa zaczynają się więc o siebie nawzajem obijać, co sprawia, że z każdym takim uderzeniem w sąsiada wyhamowują wcześniejsze wygięcie – zarówno swoje, jak i jego. Jeżeli tylko wiatr, nawet ten bardzo silny ustanie po chwili lub wytraci na swej mocy, to ta ewolucyjna cecha pozwala na przetrwanie niejednego drzewostanu.
„Ubrany” przeciwwietrznie od stóp do głów
W leśnej nomenklaturze mówi się często o tzw. okrajku. Jak można się domyślić mowa tu o czymś występującym na skraju, a dokładnie na skraju drzewostanów. To naturalna zapora przeciwwietrzna, tworzona przez drzewa, którym mało łaskawy los kazał wzrastać na granicy lasu i otwartych przestrzeni. O ile drzewa rosnące wewnątrz drzewostanów mogą pozwolić sobie na niczym nieskrępowane dążenie w górę do słonecznego światła, to ich okrajkowi pobratymcy stawiać muszą czoło atakom bocznych, wietrznych podmuchów. Aby im podołać i zatrzymać niekorzystny wiatr na granicy lasu, drzewa te od samego dołu do samej góry starają się utrzymywać silne ugałęzienie. Tu nie ma miejsca na jeden z leśnych procesów wzrostu drzew polegający na oczyszczaniu się pni z dolnych, niepotrzebnych gałęzi.
Tu każda gałąź i każdy konar jest na wagę spokoju wnętrza drzewostanu. Taka zapora połączona z niższymi wysokościami tego skrajnego pasa drzew, nie dość, że skutecznie wyhamowuje wiejący wiatr, to jeszcze podnosi go ku górze, aby spokojnie przemknął ponad ich koronami. Jako leśnicy staramy się chronić te naturalne zapory przeciwwietrzne, a jeżeli ich brakuje lub ich żywotność dobiega nieuchronnego końca, podejmujemy działania, aby takie ekotonowe strefy okrajkowe stworzyć na nowo.
Grunt to mocne ściany
Choć zakładając uprawy leśne, zdajemy sobie sprawę, że dbałość o ich wzrost do wieku dojrzałości przejdzie przez kilka kolejnych leśnych pokoleń, to jednak właśnie na tym etapie przyszłej drogi myśleć powinno się o nieuchronnych żywiołach, na jakie ten drzewostan będzie wystawiony. Leśna praktyka, korzystająca często z poza leśnych doświadczeń (o tym za chwilę) już od lat realizuje działania mające wzmacniać przeciwwietrzną odporność użytkowanych drzewostanów. I tak na granicach tzw. cenoz, czyli przenikania się biocenoz leśnych z polnymi lub wodnymi, staramy się zakładać tzw. strefy ekotonowe. Poza ich nieprzecenioną wartością pod kątem różnorodności biologicznej gatunków roślin, a w następstwie także zwierząt, mają one za dodatkowe zadanie tworzyć naturalną barierę dla wiatru. Ten, wnikając pod korony drzew działa bardzo niekorzystnie, wysuszając w szybkim tempie leśną ściołę i glebę i zabierając wilgoć z powietrza. Jest to szczególnie niebezpieczne w gorące lato, gdy już same wysokie temperatury sprawiają, że drzewostany cierpią i chorują.
Taką przeciwwietrzną rolę pełnia także kulisy drzewiaste lub krzewiasto-drzewiaste, rozdzielające na leśnych szkółkach poszczególne kwatery siewne. Jak przed przeszło 150 laty Dezydery Chłapowski wprowadzał na wielkopolskie pola pasy drzew, aby łagodzić i stabilizować warunki tam panujące, tak podobnie i my dzisiaj czerpiąc z tamtych doświadczeń, powielamy te proste, ale bardzo skuteczne rozwiązania. Wewnątrz takich osłoniętych miejsc utrzymuje się nie tylko większa wilgotność, ale i bardziej wyrównane temperatury. Właśnie to hamowanie wszędobylskiego wiatru hulającego po otwartych przestrzeniach sprzyja spokojniejszemu i pewniejszemu rozwojowi roślin, także tych leśnych.
Pod wiatr, znaczy się w dobrym kierunku
Leśna praktyka wypracowała jeszcze jedną bardzo ważną zasadę. Każdy drzewostan, nawet najzdrowszy, wystawiony gwałtownie na całej swej wysokości na łaskę lub niełaskę wiatru, najczęściej z takiej próby wychodzi co najmniej „okaleczony”. Prędzej czy później uderzenie huraganowych podmuchów przewraca lub łamie to, co dotychczas rosło spokojnie wewnątrz lasu. Działoby się tak zawsze, gdyby kolejne cięcia wybranych fragmentów drzewostanów prowadzone były bez brania tego leśnego prawidła pod uwagę. Na szczęście istnieje prosty i skuteczny na to sposób. Podczas prowadzenia działań gospodarczych związanych z użytkowaniem rębnym drzewostanów, staramy się zasadniczo posuwać „pod wiatr”, czyli ze wschodu na zachód. Tak brnąc przez kolejne powierzchnie, które sukcesywnie za sobą odnawiamy, tworzymy w lesie tzw. strukturę schodkową. Gdy w końcu docieramy na skraj jakiegoś leśnego kompleksu, za nami czeka już kilka pasów drzewostanów o różnej wysokości, od najniższego najbliżej do wyższych w oddali. Tu nie musimy obawiać się spotkania z wiatrem, nawet tym mocniejszym, bo „drzewostanowe schody” jakie przygotowaliśmy, prawie zawsze skutecznie kierują wiatr do góry ponad korony drzew.
Skorzystać z „wietrznego” daru natury
Wiatr ma jeszcze jedną, niezmiernie istotną dla zwierzęcego tym razem świata cechę – przenosi zapachy. Nawet my ludzie, wyposażeni w nieporównywalnie słabszy zmysł węchu niż przedstawiciele wielu gatunków zwierząt, potrafimy z podmuchami wiatru wyczuć niesione przez niego swoiste zapachy. Nie inaczej, lecz na znacznie większą skalę ze zjawiska tego korzystają zwierzęta.
- Zapachy, które ostrzegają przed zbliżającym się niebezpieczeństwem, zanim to pokaże się na horyzoncie. Znają tę zasadę szczególnie myśliwi i obserwatorzy fauny, którzy chcąc zbliżyć się do danego osobnika, zawsze muszą podchodzić „pod wiatr”.
- Zapachy, które zapowiadają spotkanie z innym osobnikiem tego samego gatunku, umożliwiające tworzenie się par i odbywanie godów.
Pewne gatunki motyli zwanych zawisakami, potrafią wyczuć samicę z kilkunastu kilometrów, gdy ta jedynie wydzieli w powietrze zaledwie kilka drobnych kropel feromonu zapachowego.
Jest i wreszcie w przyrodzie „wietrzny transport”, z którego korzystają wybrane gatunki zwierząt, przemieszczając się z miejsca na miejsce. I nie mowa tu o aktywnym locie, który perfekcyjnie wykonują ptaki i owady, no i oczywiście nietoperze. Mowa o swobodnym oddaniu się porywom wiatru, dzięki któremu pokonane odległości byłby nieosiągalne w inny sposób. Przykładem są gatunki niewielkich pająków uczepionych swych nici przędnych, które porwane przez wiatr ulatują na dziesiątki, a nawet setki kilometrów, tworząc dla nas niepowtarzalne zjawisko nazwane „babim latem”.
Wietrzny żywioł jak widać, ma w sobie tyle dobrego co i złego. Istnienie ogromnej ilości gatunków jest nierozerwalnie z nim połączone i od niego zależne. Zawsze liczymy, że natura nie okaże się zbyt okrutna i bezwzględna, i nie zniszczy huraganem, orkanem lub trąbą powietrzną, w kilka chwil tego, co z naszą pomocą stworzyła. Bywa jednak, że dzieje się inaczej i rozpoczynać trzeba wszystko od nowa. Jako leśnicy takie wyzwanie zawsze podejmiemy, bo nieprzerwane trwanie lasu musi być zachowane, jako pierwsza z zasad wpisanych w rolę leśnej gospodarki.
Autor: Michał Szczepaniak