Lista aktualności
PTASI „SZÓSTY ZMYSŁ”
Nie lada wyczuciem, a wręcz szóstym zmysłem wykazał się osobnik dzięcioła zielonego (Picus viridis), który na awaryjne lądowanie wybrał sobie akurat podwórko jednego z naszych pracowników.
Łut szczęścia
Wszystko, jak to zwykle w świecie „ptasiej drobnicy” bywa, wydarzyło się niezwykle szybko i gwałtownie, a tu dodatkowo jeszcze dość hałaśliwie. Alarm podniosło głośne skrzeczenie dwóch srok, które mając nie bez przyczyny miano „największych pierzastych rozbójników”, zapamiętale atakowały jakieś stworzenie schowane w trawie. Gospodarze posesji, a wśród nich nasz nowy fachowiec od stanu posiadania – Dominika Chudzik, ruszyli na pomoc. O dziwo miejscowy kot, wypoczywający nieopodal pozostał niewzruszony, ale może górę wzięło jego wrodzone lenistwo, a może nauczony doświadczeniem wolał nie zadzierać ze srokami. No, ale z człowiekiem na szczęście jeszcze sroki sobie nie radzą i musiały chcąc nie chcą zrejterować na widok nadbiegających osób.
„Złota” klatka
A w trawie? Oczywiście jak to bywa w takich sytuacjach ogromna niespodzianka – dzięcioł zielony we własnej osobie, a właściwie postaci. Trochę przestraszony, trochę sponiewierany, ale jak się później okazało bez żadnych widocznych i niebezpiecznych kontuzji i skaleczeń. Pewnie czując podświadomie, że trafił na przyjazne mu osoby, spokojnie dał się schwytać na przeprowadzenie „wstępnej obdukcji”, ale niestety przy podjętej próbie udzielenia mu pomocy w ponownym wzbiciu się w powietrze, wyraźnie odmówił współpracy. Poskakać po trawie – owszem, ale odlecieć ku wolności – za wcześnie. Nasz niespodziewany gość trafił więc dla własnego bezpieczeństwa do lokalu kategorii M1, a w przepastnych archiwach Internetu rozpoczęło się poszukiwanie fachowej pomocy.
„Gołębie serce”
Tę nieocenioną, bo bezinteresowną pomoc udało się znaleźć w Żarach. Krótka rozmowa telefoniczna i nasz „ptasi bohater” pojechał do wielkiego miasta. Trafił w ręce bardzo młodej wiekiem, ale bardzo dorosłej „przyrodniczą empatią” osoby, dla której ratowanie pokrzywdzonych przez los zwierząt (a w szczególności gołębi miejskich) to nie pierwszyzna. Przy pożegnaniu „ratowników z pokrzywdzonym” pewnie nie było strumieni łez, ale deklaracje o wspólnym telefonicznym wymienieniu informacji, już tak. Oczywiście padły pytania o dalszy los, jaki może być pisany naszemu zielonemu gościowi. Spodziewany przez nas wszystkich „happy end” tej historii, to oczywiście jak najszybszy powrót skrzydlatego bohatera do natury.
„Come back”
Na szczęście przymusowe rozstanie z „domem rodzinnym” nie trwało zbyt długo. Już w sobotę 27 czerwca, a więc raptem po dwóch dniach od wydarzenia, które rozegrało się na lipineckim podwórku, w godzinach bardzo porannych, nastąpił oczekiwany moment ponownego startu do lotu ku wolności. Żarska Opiekunka, w ręce której „pechowiec” trafił, zwróciła mu wolność pośród nadrzecznych zarośli i zadrzewień w Lipinkach Łużyckich nad rzeczką Lubszą. Jedyne co napawa niedosytem to to, że chęć powrotu pośród bezpieczną zieleń była na tyle silna, że mimo przygotowań do jej uwiecznienia na filmowych klatkach, nic a nic z tego nie wyszło. Wszystko odbyło się nie dość że w ekspresowym tempie, to jeszcze pośród harmidru „dzięciolich odgłosów” i współtowarzystwa kolejnego osobnika, który pojawił, aby pewnie powitać swego cudownie odnalezionego członka rodziny.
I tak to bywa w tych ludzko-ptasich kontaktach, że choć zdarzają się niezamierzone sytuacje, które chwały nam ludziom (i leśnikom) nie przynoszą, to jednak prawie zawsze te „dwa światy – ludzi i ptaków” potrafią ze sobą zgodnie żyć. MY otaczając JE opieką i troską gdy tego wymagają, a ONE umilając NAM swym śpiewem i pięknem, otoczenie w którym żyjemy.
Autor: Michał Szczepaniak