Asset Publisher
ŻYWIOŁOWY LAS – OGIEŃ
KAŻDEGO ROKU WKRACZAJĄC W WIOSENNY OKRES, CAŁĄ LEŚNĄ BRAĆ NIEPOKOJĄ SNUTE DŁUGOTERMINOWE PROGNOZY POGODOWE. PRAWIE JUŻ COROCZNE ZAPOWIEDZI SŁOŃCA I WYSOKICH TEMPERATUR, TAK CIESZĄCE, OCZEKUJĄCYCH NA LETNI WYPOCZYNEK, DLA NAS LEŚNIKÓW SĄ NIEODWOŁALNYM WYROKIEM NA CZĘŚĆ NASZEGO NARODOWEGO DOBRA – LASY.
W pierwszej części cyklu „Żywiołowy Las” przybliżyliśmy Państwu jedno z pogodowych zjawisk, które równie jak dla przyrody niszczące i okrutne, jest jej niezbędne – to wiatr [link]. Niniejszy odcinek, pisany na przednówku lata, poświęcić chcielibyśmy temu z leśnych żywiołów, który dla polskich lasów i leśnego ekosystemu zawsze oznacza tylko jedno – zniszczenie i destrukcję. To żywioł ognia i wywoływane nim pożary.
Strażak, Leśnik - dwa bratanki
Gdy tylko na kalendarzach pojawia się marcowa karta, leśne służby pożarnicze „wybudzają” się z zimowego letargu. Zdając sobie sprawę, że teraz każdy kolejny tydzień podnosić może nielubiane statystyki pożarowe, staramy się jak najlepiej przygotować do tego, co niestety nieuchronne. Większość nadleśnictw stawia w pełnej gotowości kilka dwuosobowych zespołów, mających pełnić przeciwpożarowe dyżury na dziesiątkach leśnych lekkich samochodów patrolowo-gaśniczych. Organizujemy obsady na dostrzegalnie przeciwpożarowe, z których każdego suchego i gorącego dnia, tylko w Nadleśnictwie Lipinki ośmioro oczu obserwować będzie drzewostany wokół. To właśnie od nich i profesjonalizmu ich właścicieli, zależeć będzie podtrzymanie trwałości naszych lasów – celu dla nas leśników najważniejszego.
Na terenie lasów państwowych funkcjonuje ponad 700 dostrzegalni przeciwpożarowych, z czego na prawie połowie, zamiast oczu obserwatorów, pożary „wypatrują” obiektywy kamer.
Przygotowujemy Punkty Alarmowo-Dyspozycyjne, które od godzin rannych do późnowieczornych nadzorować będą wszelkie sprawy dotyczące prowadzonej corocznie akcji bezpośredniej ochrony przeciwpożarowej obszarów leśnych. Budujemy i utrzymujemy sieci dojazdów pożarowych oraz punkty czerpania wody. Dokonujemy wreszcie niezbędnych uzgodnień z bratnią służbą mundurową – Strażą Pożarną. Świadomi jesteśmy, że każdą wiosną i każdego lata to w jej ręce oddajemy polskie lasy. Bez jej służby i poświęcenia bylibyśmy bezradni wobec ognistego żywiołu. Zadanie dla nas leśników to wypatrzenie i zlokalizowanie zarzewia pożaru. Żywioł, w który najczęściej się przeradza, przerasta już nasze leśne możliwości i siły. Staramy się natomiast, aby w najkrótszym czasie, umożliwić strażakom stawienie mu czoła. Wierzymy głęboko, że i Św. Hubert ustępuje miejsca Św. Florianowi, którego podopieczni w czerwonych uniformach zawsze i bezwarunkowo stają do walki z „czerwonym kurem”.
„Las rośnie wolno, płonie szybko”
Ten slogan z leśnych tablic przeciwpożarowych zna chyba większość z nas. Mijamy ich dziesiątki, podróżując przez leśne obszary. Każdy zapewne przyzna mu także rację, widząc na internetowo-telewizyjnych obrazach, w jak zastraszająco szybkim tempie pożar potrafi pochłaniać połacie lasu. Jednak, czy pamiętamy także o tych tablicach i obrazach, gdy beztrosko „delektujemy się” papierosem spacerując po leśnych ścieżkach i duktach. Pożary lasów nie biorą się znikąd. Między bajki włóżmy „butelkowe” pożary, które niestety cały czas krążą w szkolnej edukacji najmłodszych. Także siły samej natury w postaci wyładowań elektrycznych zwanych piorunami, choć potrafią już zbierać swoje „czarne żniwo” pośród lasów, to nadal stanowią niewielką część w pożarowej statystyce. To natomiast, co ją od dziesiątek już lat zawsze otwiera, to nasza ludzka ułomność i nieostrożność. Zaprószenie ognia, a co gorsza jego świadome rozpalanie i podkładanie to powody, które zapisują się w „leśnym pożarometrze” kolejnymi hektarami spopielonych drzew i ziemi.
Smutną coroczną regułą jest, że średnio ponad 30% pożarów to świadome podpalenia, a kolejne 40% to najprawdopodobniej zaprószenia ognia, spowodowane ludzką nieostrożnością.
Jako gospodarze lasów, patrząc na bezmyślność wokół, odnosimy wrażenie, że chyba tylko my jesteśmy świadomi, jak niewiele potrzeba, aby, czy to kilkuletnia uprawa, czy kilkunastoletni młodnik, czy wreszcie kilkudziesięcioletni drzewostan, stał się tylko wspomnieniem. Choć las potrafi oprzeć się niejednokrotnie żywiołom wiatru czy wody, to żywioł ognia rzadko kiedy okazuje się słabszy od sił trwania natury. Drzewa, szczególnie te młodsze w leśnych uprawach i młodnikach, to rośliny wrażliwe i delikatne. Poddane „próbie ognia” najczęściej tracą możliwość dalszego odżywiania się i wzrostu, gdy zamarciu ulega zewnętrzny pierścień tzw. łyka oraz odpowiedzialna za przyrost tzw. miazga (kambium). Jedynym ratunkiem okazać może się dobrze rozbudowany w latach wcześniejszego wzrostu system korzeniowy. To z jego sił powstać mogą np. dębowe odrosty, które odpowiednio pielęgnowane potrafią z powodzeniem zastąpić uległe spaleniu młode drzewka. To niestety jednak przysłowiowe wyjątki potwierdzające regułę, zgodnie z którą „przejście pożaru” zamyka rozpoczęty dopiero co życiowy cykl drzewostanu.
Okrucieństwo sprawiedliwości
Żywioły wiatru czy wody, choć potrafią niszczyć z bezwzględnością, to zawsze pozostawiają po sobie nadal żyjący ekosystem. Zmieniają go, lecz nie zabijają. Żywioł ognia pod tym względem okazuje się okrutnie sprawiedliwy dla wszystkich organizmów świata roślinnego i zwierzęcego. Wszystko, co nie zdąży przed nim uciec, musi zginąć. Rośliny - od tych najmniejszych po największe. Wszystko to, co w swej małości pełza, skacze i chodzi pośród leśnej ścioły i runa. Wreszcie edafon, czyli kompleks organizmów żywych tworzący naszą leśną glebę. Nie ma wśród tych tysięcy leśnych istnień żadnego, który oprze się żywiołowi ognia. Giną bezkręgowce (owady), giną płazy i gady. Ginie świat roślin. Pozostaje na powierzchni martwa czerń. Z czasem przyroda odradza się i wraca. Miejscami szybciej, miejscami wolniej. Na szczęście pustka w naturze nie trwa długo. Dla nas jednak leśników, to pocieszenie połowiczne. Ogień dla nas to zawsze kolejny początek. Przygotowujemy glebę, sadzimy, pielęgnujemy, często powtórnie grodzimy to co posadziliśmy. Zawsze z nadzieją, że tym razem pokolenia naszych następców doczekają zwieńczenia naszej wspólnej pracy. Odnowienie pożarzyska to rzecz niezmiernie trudna. Spalona ścioła i runo nie zasilają leśnego siedliska w niezbędne substancje odżywcze. Gleba traci możliwości przewodzenia wody. Nieistniejący, a wielce potrzebny zwierzęcy mikroświat, odradza się powoli. Na wszystko potrzeba czasu, którego bieg za wszelką cenę staramy się choć nieznacznie przyspieszyć. Natura w swej prostocie i niespieszności „zazieleniłaby” pożarzyska trzcinnikiem lub innymi rodzajami roślinności trawiastej. Pojawiłyby się pionierskie gatunki drzew – brzoza, osika i sosna. My wiemy, że często możliwości drzemiące w tych miejscach są niewspółmiernie wyższe. Dlatego też staramy się kroczyć przed naturą - szybciej i ambitniej. Nie dopuszczamy do nadmiernego rozwoju niepożądanych traw i innej uciążliwej roślinności zielnej. Odnawiamy powierzchni nie tylko sosną i brzozą, ale również cennymi gatunkami liściastymi jak dąb czy buk. Sadzimy drzewa i krzewy gatunków biocenotycznych, mających za zadanie wzbogacać wyjałowione pożarem glebę i siedlisko. Na obszarach wielkich pożarzysk staramy się, aby wprowadzane kolejno gatunki i budowana infrastruktura drogowa, zmniejszały zagrożenie powtórzenia się w przyszłości podobnych zjawisk na równie wielką skalę. Stuletnie doświadczenie leśne pozwala nam sądzić, że postępujemy właściwie. I tylko żal niezmierny pozostaje w nas, że wszystko to, to następstwo „ekologicznej niedorosłości” wybranych z nas.
Żywioł pisany „czarnymi” zgłoskami
Pożary to najbardziej gwałtowny z żywiołów leśnych. Ich skala, choć na szczęście nieporównywalnie mniejsza od, chociażby wielkoobszarowych powodzi lub pohuraganowych klęskowisk, to potrafi spędzać sen z naszych powiek przez znaczną część roku.
Lasy Państwowe zmuszone są ponosić corocznie koszty na ochronę przeciwpożarową na średnim poziomie ponad 100 mln zł.
Większość ze zdarzeń pożarowych powstających w lasach zarządzanych przez Lasy Państwowe udaje się ugasić w zarodku. Bywa oczywiście, że pojedyncze pożary wymykają się spod kontroli i jedynie siły natury w postaci deszczu są w stanie je ugasić. Są to na szczęście przypadki coraz rzadsze. Pożary jak te z lat 90-tych z okolic Rudy Raciborskiej oraz Potrzebowic, gdy spaleniu uległo każdorazowo kilka tysięcy hektarów, od tamtej pory nie miały swych „następców”. Nie mniej nie wolno nam zasypiać gruszek w popiele, bo cyfrowe dane za ostatnią pięciolatkę (2017-2021), zarówno w lasach państwowych ogółem, jak również tylko z naszej zielonogórskiej dyrekcji nadal nie uspokajają:
- Łącznie odnotowano 10 543 pożary terenów i obiektów leśnych (Dyrekcja zielonogórska 1284 pożary);
- Spaleniu uległa powierzchnia lasów na 2451 ha (odpowiednio 147 ha), co „piłkarsko” ujmując, dałoby prawie 3500 pełnowymiarowych boisk;
- Choć średnio jeden pożar obejmował powierzchnię 0,23 ha (0,11 ha w lasach lubuskich), to jednak nie uniknęliśmy również pożarów określanych mianem dużych tj. o powierzchni ponad 10 ha.
Nikłe przebłyski „światełka w tunelu”
Miniony rok 2021 okazał się wyjątkowo łaskawy dla polskich lasów. Spaleniu uległo zaledwie 198 ha. Przez ponad 20 wcześniejszych lat powierzchnia pożarów zawsze była wyższa. Mamy świadomość, że zachować w tym zakresie oczekiwany trend spadkowy, będzie niezmiernie trudno. Suche i coraz gorętsze lata oraz przybywająca z roku na rok ilość chętnych do leśnego wypoczynku i rekreacji, niesie ze sobą niestety wiadome zagrożenia. Jednak liczna Państwa obecność w lasach, to również tysiące oczu i nosów, widzących i czujących to, czego nasze służby leśne nie są w stanie wystarczająco wcześnie wychwycić. To właśnie telefoniczne zgłoszenia osób odwiedzających lasy, często ratują je od pożarowej zagłady. Bardzo cenimy sobie wszystkie przejawy dbałości o wspólne, zielone dobro. Głęboko wierzymy, że uda się jednak obniżać coroczne słupki pożarowych statystyk. To również przejaw dbałości o środowisko , w którym żyjemy. Policzono, że zbilansowanie ilości dwutlenku węgla wydzielonego podczas pożaru 1 ha lasu, to konieczność odnowienia młodym pokoleniem drzew od 10 do 25 ha. Odnowienia oczywiście corocznie realizujemy i to na znacznie większa skalę, jednak wskazane byłoby, aby nie stanowiły działań kompensujących, a były tylko i wyłącznie dodatkowym „zastrzykiem” dla zielonych płuc Polski.
Autor: Michał Szczepaniak